Puchar Świata - Francja - Coeur de Savoie
poniedziałek, 5 Czerwiec, 2017 - 21:46
Pisząc ten tekst, siedzę na lotnisku w Amsterdamie i czekam na wieczorny lot do Krakowa.
Jest godzina 17, więc jest też sporo czasu aby skupić się i opowiedzieć o zakończonych wczoraj zawodach. System relacji z każdej konkurencji nie wychodzi mi na dobre. Trudno jest wygospodarować czas w trakcie tak intensywnych dni. Postanowiłem więc, że opiszę wszystko na spokojnie w drodze i pewnie już po powrocie do domu.
Pierwsza edycja PWC (Paragliding World Cup) odbyła się w okolicy Francuskiego miasteczka Albertville, znajdującego się kilkadziesiąt kilometrów na południe od znanego i popularnego Annecy.
Po pierwszej wizycie w tym miejscu kilka lat temu nie nastawiałem się bardzo optymistycznie, bo wtedy najnormalniej w świecie mi nie szło, a miejsce kojarzyło mi się z ciągłymi niedolotami.
Tym razem jednak było inaczej. W ciągu ubiegłego tygodnia przeleciałem ponad 650 kilometrów i spędziłem w powietrzu ponad 34 godziny, każdego dnia docierając do mety.
Tradycyjnie PWC to zawody o najwyższym możliwym poziomie i było to widać na każdym kroku. Francuzi od początku do końca rządzili na swoim podwórku. Nie przeszkadzało to jednak dobrze się bawić i czerpać przyjemności ze ścigania się z najlepszymi na świecie.
Organizacja
Francja to mekka paralotniarstwa, miejsce gdzie sport ten traktuje się z wielkim szacunkiem, co widać również przy sposobie organizacji zawodów. Począwszy od codziennych wspólnych śniadań, poprzez wyjazdy na start czy wreszcie zwózkę z trasy, wszystko działało jak w zegarku. Widać też, że nie próbowano na niczym oszczędzać. Zorganizowano wielki piknik, który trwał przez wszystkie dni naszego pobytu. Na miejscu odbywały się też koncerty. Myślę, że każdy z nas czuł się tam jak na imprezie wielkiego formatu.
Poniżej film, który mam nadzieje to udowadnia:
Konkurencje:
Pogoda dopisała i udało rozegrać się aż sześć dobrych tasków. Każdy inny, a zmieniający się w trakcie tygodnia kierunek i siła wiatru urozmaicały trasy.
Główne startowisko Montlambert to miejsce, które każdy z nas będzie wspominał z grymasem na twarzy. Ekspozycja i ułożenie sprawiały, że za każdym razem mieliśmy duży problem ze zrobieniem odpowiedniej wysokości na czas. Nie mówię już o dotarciu do krawędzi cylindra startowego, bo bywało, że ten robiło się 20 minut po starcie wyścigu. Straszny kocioł i męka, ale na szczęście później na trasie było za każdym razem fantastycznie.
Większość konkurencji rozpoczynaliśmy ze wspomnianego wcześniej startowiska, zwiedziliśmy nie tylko cała naszą dolinę, ale również Annecy. Każdorazowo cylinder ESS i meta znajdowały się w Chamusett czyli w miejscu opisanego przeze mnie wcześniej pikniku i biura zawodów.
Latanie tutaj było bardzo urozmaicone. Trzeba było wykazać się ogromną cierpliwością przy startach i mozolnym "robieniu wysokości". Potem momentalnie przestawić się na szybki wyścig. Na trasie nie brakowało miejsc gdzie korzystaliśmy z usług skalistych ścian. Zdobytą wysokość traciliśmy podczas długich przeskoków, lecąc czy to w poprzek masywów czy głównej doliny. Nie sposób było nie zachwycić się widokami. Wysokie, białe szczyty, mieniące się w słońcu skały, do tego szerokie, płaskie, zielone doliny oraz jeziora w lazurowym kolorze.
Ale koniec zanudzania, zapraszam do oglądnięcia filmu z naszego startu z Annecy oraz wizualizacji z pierwszej konkurencji.
Latający na swoim podwórku Francuzi pokazali nam miejsce w szeregu, ale nie sprawiło to, że z zawodów wracam zawiedziony. Mocny poziom sportowy każdej edycji Pucharu Świata to niepowtarzalna okazja, by poprawić swój warsztat. Większość z zawodników światowej klasy miała już do dyspozycji nowe Boomerangi 11 oraz Enzo 3. Nawet Michał rzutem na taśmę otrzymał na miejscu tymczasowy egzemplarz od Russella Ogdena.
Ja, choć ze świetnie przygotowanym glajtem, mogłem się tylko przyglądać jak pozostali już teraz trenują na nowym sprzęcie. Mój, podobno ma dotrzeć do mnie lada moment - zobaczymy.
Po emocjonujących konkurencjach mogę pochwalić się dobrym, równym lataniem i metą w każdej z nich.
Zawody zakończyłem na całkiem dobrym 52. miejscu, tuż za Spajkiem (Michał Gierlach), który zajął 47 miejsce.
Kolejni nasi zawodnicy:
Paweł Faron - 58
Paweł Chrząszcz - 90
Klaudia Bułgakow - 124.
Niestety Klaudia na wskutek kontuzji i problemów ze zdrowiem nie była w stanie uczestniczyć w rywalizacji. Mimo szczerych chęci po drugim dniu zrezygnowała z udziału w zawodach.
Całość wygrał Luc ARMANT (Francja), drugi był Julien WIRTZ (Francja), trzeci - Urlich PRINZ (Niemcy, ale mieszkający w okolicy) - wszyscy na Ozone Enzo 3.
Wśród kobiet zwyciężyła młodziutka Méryl DELFERRIERE (Francja) - Ozone Zeno, przed Seiko FUKUOKA NAVILLE (Francja) - Ozone Enzo 3 oraz Laurie GENOVESE (Francja) - Ozone Zeno.
Poniżej link do pełnych wyników:
Wyniki PWC Coeur de Savoie
Jeszcze kilka zdjęć autorstwa Philippe
Dzięki, do zobaczenia!